Szpetna dama i bystry młynarz

Autor:
rafal
Data publikacji:
17 Październik 2013
Odsłuchaj tekst
Król Jan III Sobieski zjadł co prawda na raciborskim Zamku obiad jakich wiele, ale partyjka w ulubionego lombra popsuła mu mocno humor. Poznaj kulisy wydarzenia z 24 sierpnia 1683 roku i upodobania naszego monarchy - co tu kryć - do wielkiego żarcia.

Kulinarno-hazardowa historia z 24 sierpnia 1683 roku mocno zapisała się w dziejach Raciborza i tutejszego Zamku. Zacznijmy od tego, że Marysieńka, piękna królewska małżonka, bardzo dobrze znała Oppersdorffów, panów na raciborskim Zamku. Pamiętała ze swojej młodości ich głogówecki dwór. Pewnie dzięki temu była ciekawa relacji męża z pobytu na Śląsku, w tym u dawnych znajomych.

W wyprawie a zapewne i gościnie na raciborskim zamku królowi Janowi towarzyszyli m.in.: królewicz Jakub, hetman wielki koronny Stanisław Jan Jabłonowski, podkomorzy i koniuszy koronny Marek Matczyński, podskarbi koronny Modczewsky, hrabia Denhoff - późniejszy kardynał Jan Kazimierz Denhoff, królewski spowiednik jezuita Przeborowski, królewski medyk doktor Braun oraz prałat i kanclerz wielki koronny Jan Wydżga.

 
Kiedy król i jego świta zasiadła przy stole w dawnej piastowskiej siedzibie, przez most zamkowy przechodziła wielka polska armia, w tym okryta sławą husaria. Wojsko to zmierzało przez księstwo raciborskie na odsiecz Wiednia. Dodajmy, że siła polskiego oręża była tak wielka, że przejście armii Sobieskiego przez Racibórz zajęło cały dzień.

Monarcha tymczasem postanowił odpocząć na Zamku, choć od razu nie planował tu noclegu. Zanim sięgnął po strawę, zdecydował się zagrać w karty. Korespondent redagowanego w 1683 roku „Nowo przybyłego kuriera wojennego, udzielającego co tydzień wiadomości o zdarzeniach i wynikach walk pomiędzy chrześcijańskim a tureckim orężem na Węgrzech”, wzmiankując w 13. numerze pisma pobyt króla na ziemi raciborskiej, pisze: „Przybył tenże [król] do Raciborza na obiad i zamieszkał w naszym zamku. Przed obiadem grał z naszą hrabiną, hrabiną Prażmową i panią von Zierotin w lombarda, królewicz zaś jadł z pannami. Po skończonej grze poszli do stołu. Po lewej króla usiadł królewicz, za nim wiele najprzedniejszych pań wraz z naszą hrabiną i panną, które damy przedstawiły i posadziły. Z jego towarzyszy obiadowali tylko hetman wielki koronny, wielki koniuszy i kilku pułkowników. Inni kawalerowie jako też i nasi posługiwali, a dowodzili nimi hrabia Colonna i hrabia von Prószkowski”.

Dodajmy, że wspomniana gra „w lombarda”, a właściwie lombra, była rozpowszechniona w XVII wieku w wyższych sferach. Wymyślono ją w Hiszpanii, a dużą popularność zyskała we Francji. Trzy lub cztery (jak w partyjkach Sobieskiego w Raciborzu) osoby grają w niej francuskimi kartami bez ósemek, dziewiątek i dziesiątek. W każdej rundzie jeden gracz zwany murzynem pauzuje. Lombr zajmował matematyków, którzy z lubością odnosili do niego rachunek prawdopodobieństwa. Z lombra właśnie a także wisty, bostonu, plafonda, winty czy cayenne wywodzi się współczesny brydż.

Przytoczmy teraz relację samego króla, która znalazła się w liście do Marysieńki, spisanym 25 sierpnia 1683 roku w Opawie. Monarcha pisze: „Byliśmy też wczora w Raciborzu u p. grafa Obersdorfa w zamku; ale się jemu nie godziło nas częstować, tylko z kamery cesarskiej. Sama p. grafowa sprowadziła najmniej dam trzydzieści, które siedziały z nami do stołu; a lubo młodsza jest siostra naszej p. podkomorzyny, zda się, że jest jej matką. Grzeczna bardzo białogłowa i podobna mową i gestami cudownie do p. podkomorzyny. Ma dwie czyli trzy córki: najstarsza za p. von Prazmo, ruchawa i rozwodzi się z mężem; młodsza panna, nadobna, podobna bardzo do p. marszałkowej. Graliśmy w karty przed obiadem; najstarsza jakaś i najszpetniejsza ograła mię”. Jak widać król był w towarzystwie bystrym obserwatorem i nie szczędził żonie szczegółów, których ta zapewne oczekiwała. Goszczący również na uczcie królewicz Jakub Sobieski nie rozpisywał się zbyt wiele, notując w swoim dzienniku: „(...) wstąpiliśmy do Raciborza, gdzie pan Obersdorf wraz z żoną, trzema córkami i krewnymi przyjmowali nas bardzo suto”. 

Co na Zamku w Raciborzu podano królowi do stołu? We wcześniejszym, datowanym na 23 sierpnia, liście do Marysieńki wysłanym z Gliwic, czytamy: „Lubo czasu pisać nie dają rejenci, komisarze, grafowie, osobliwie p. Obersdorf stary, który ma siostrę p. Denhoffowej (ten mi jeszcze wczora zajechał drogę, człowiek grzeczny bardzo, inni zaś poprzysyłali tu jeleni, danieli i bażantów, które, tj. bażanty, odsyłam do Żółkwi)”. Najprawdopodobniej dziczyzna zagościła również na zamkowych stołach. Koszt uczty dla Sobieskiego pokrył cesarz. Wiemy, że nie oszczędzał. „Z pod Krakowa ruszyło się wojsko na Tarnowskie Góry, Opawę i Ołomuniec traktem ku Widniowi, gdzie prowianty obficie dla nas były nagotowane i magazyny założone co cztery mile, przez ziemię cesarską. Przy każdym magazynie była szopa budowana pełna owsów chliba, ledwo nie wprost z pieca wyjętego, bydeł, baranów trzodami, sian strasznymi styrtami, piwa beczkami, a do tego przy każdej szopie stało po kilka tysięcy bryk, w których po pięć, po sześć koni gotowych do rozwożenia prowiantów” - czytamy w relacji pokojowca króla.

Trzeba wiedzieć, że król był pierwszej klasy obżarciuchem, a po sutym posiłku miał w zwyczaju ucinać sobie drzemkę. W dotyczących ostatniego sześciolecia rządów Jana III Sobieskiego diariuszach i relacjach Kazimierza Sarneckiego znajdujemy takie oto o nim wzmianki:

- 14 maja 1693 roku: „Król jm. jadł obiad z królową jm., przy którym był wesołym, piwa czarnego z wielkim gustem i apetytem za zdrowie księżnej jm. Dobrodziejki dwie szklanki wypił, do dzieci swoich te formalia mówiąc: - ej, podpijmy sobie za zdrowie księżniczki. Po obiedzie w krześle zasnął”;

- 20 października 1693 roku: „Król jm. codziennie wanny suchy po dwóch godzinach zażywa, dekokt pije i wino stare węgierskie przy stole, który sobie bardzo smakuje”;

- 6 listopada 1693 roku: „Król jm. Publice z królową jm. jadł obiad, po którym zasnął król jm. w krześle, i tak wszyscy adstantes gościnni odeszli. Spał tedy ze dwie godziny, a potem w bibliotece”;

- 18 grudnia 1693 roku: „Król jm. dziś posępny był, a do dlatego, że niedobrze w nocy spał, jednak ubrał się i obiad jadł u stołu, nie z tym smakiem jako dnia wczorajszego, z królową jm. i jmp. posłem francuskim, dla którego trzy karpie tarnopolskie bardzo wielkie nagotowano i onymi królowa jm. go częstowała; był jeden karp, którego dwie misy wielkie było. Królowa jm. lekarstwo brała lekkie. Po obiedzie król jm. z ks. Votą i posłem francuskim z teologijej dysputował, rzucają obiema trudne do salwowania kwestyje. Potem w wieczór kazał przy sobie królewnie jm. z królewicami ichm. karty grać, którym się przypatrując rozkazał dumy sobie kozackie na bandurach grać i one śpiewać”;

Po obiedzie król Jan udał się do obozowiska pod Raciborzem. Nie ma wśród historyków zgodności co do jego lokalizacji. Wskazuje się, że były to Pietrowice Wielkie albo Pietraszyn, zwany dawniej Małymi Pietrowicami.

Ciekawe podanie głosi, że król Jan przejeżdżając przez Pietrowice zauważył na bramie plebanii francuski napis Sanssouci, co należy tłumaczyć jako „bez trosk”. Zdziwił się tym bardzo. Tymczasem okazało się, że pietrowicki pleban i jego przyjaciel młynarz grywali nader często w karty, mocząc co rusz usta w winie. Nie mieli żadnych trosk, czemu też duchowny postanowił dać wyraz umieszczając ów napis. Z obawy przed posądzeniami o zuchwałość kazał go jednak przetłumaczyć na język francuski.

Pech chciał, że Jan III Sobieski znał mowę „żabojadów”, wszak jego żona Maria Kazimiera d'Arquien, zwana Marysieńką, była rodowitą francuską szlachcianką. Poirytowany król kazał wezwać zuchwałego proboszcza i powiedział mu: - „Jeśli nie masz trosk, to trochę ci ich przysporzę. Kiedy będę tu jutro rano przejeżdżał, masz mi odpowiedzieć na trzy pytania. Pierwsze: jak daleka jest droga do nieba? Drugie: co ja, jako król, jestem warty? I trzecie: co ja, jako król, sobie myślę? Jeśli nie odpowiesz na te pytania, przestaniesz być plebanem i będziesz miał swoje troski”.
Proboszczowi strach zajrzał w oczy. Pobiegł czym prędzej do przyjaciela młynarza i zrelacjonował mu spotkanie z polskim królem. Młynarz zaś uspokoił kompana w sutannie i powiedział, że następnego dnia to on stanie przed monarchą i odpowie na pytania. Jak obiecał, tak zrobił. Założył księżowski strój i czekał na królewski orszak. Król stanął przed przebranym młynarzem i zapytał o odpowiedź na pierwsze pytanie. „Mam powiedzieć – odparł młynarz – jak daleka jest droga do nieba. A więc – kiedy Pan Jezus został ukrzyżowany, wraz z nim powieszono dwóch łotrów. Jednemu z nich Jezus powiedział: - jeszcze dzisiaj będziesz ze mną w raju. Ponieważ była wtedy godzina dziewiąta wieczorem, wynika z tego, że droga do nieba zajmie najwyżej trzy godziny”.

Król zdziwiony odpowiedzią nieco złagodniał i przypomniał o drugim pytaniu. „Ileż to jesteś królu wart ciągnął młynarz. Pan Jezus był królem wszystkich królów, a Judasz sprzedał go za trzydzieści srebrników. Myślę, że Wasza Królewska Mość nie może być aż tyle wart”.

Sobieski nie mógł się doczekać, co też odpowie młynarz na trzecie pytanie. A ten ciągnął dalej: „Wasza Królewska Mość myśli, że rozmawia z proboszczem, prawda?”. Kiedy król przytaknął usłyszał: - „Wasza Królewska Mość jest w błędzie, bo ja jestem młynarzem, a prawdziwy proboszcz stoi obok w moim ubraniu”. Królowi bardzo spodobał się fortel i odpowiedzi na pytania, pożegnał się z proboszczem i młynarzem po czym pojechał do Opawy.
 
Twoja ocena:
Ocena: 0.0 (Oddano 0 głosy)
Wyświetlenia:  15